Pełna wersja rozmowy Aleksandry Nowakowskiej z Tomaszem Teodorczykiem, która pod zmienionym tytułem i okrojona bez zgody autora ukazała się w magazynie SENS 1/2023.
W książce „Psychoterapia pisana żartem” uświadamiasz, że żart jako interwencja terapeutyczna wnosi do gabinetu uzdrawiający dystans, a humor to ważna metaumiejętność terapeuty. Jednocześnie jej tematem nie jest sam dowcip, lecz jego przedmiot – psychoterapia. We wstępie piszesz, że żart ma jedynie pomóc zrozumieć, czym ona w istocie jest i dotrzeć do jej niewygodnych obszarów. Skąd ten pomysł?
Długo szukałem formy, w której mogłem napisać książkę o psychoterapii. Używałem dotąd metody porównawczej (Mindell i Jung, 2016) formy traktatu (Traktat o psychoterapii. IMAM, 2017), wreszcie wpadłem na pomysł z wykorzystaniem żartów, który wydał mi się interesujący. Po pierwsze dlatego, że dowcipy wszyscy lubią, ja również, stosuję je zresztą w swojej praktyce psychoterapeutycznej. A po drugie, jeśli w żartach szuka się prześwitów, czyli tego o co chodzi na głębszym poziomie, dochodzi się do tej spodniej warstwy i widzi istotne rzeczy, które stanowią esencję psychoterapii. Etymologia germańskiego witz (dowcip) wywodzi to słowo z indoeuropejskiego źródłosłowu ueid, co oznaczało widzieć, a więc i wiedzieć. Mało jest rzeczy bardziej wielowarstwowych niż żart. Dzięki niemu mogłem pokazać, co w naszym zawodzie jest słabiej widoczne, czesto tabuizowane, a co najczęściej pomaga w uświadomieniu ograniczeń.
Tak jak w tym żarcie?
Sherlock Holmes i Doktor Watson zgubili się, lecąc balonem. Zniżyli lot, zobaczyli na łące pastuszka i zapytali go:
– Hej pastuszku! Gdzie jesteśmy?
– W balonie! – odpowiedział.
Sherlock głęboko się zamyślił i po chwili rzekł:
– Wiesz, Watsonie, mam wrażenie, że ten pastuszek, gdy dorośnie, zostanie psychoterapeutą.
– Drogi Holmsie – odpowiada Watson. – Na jakiej podstawie udało ci się to wydedukować?
– To banalnie proste – na to Holmes. – Zadaliśmy mu pytanie, dostaliśmy odpowiedź i nadal g… z tego dla nas wynika!
Pod spodem tego żartu, który na powierzchni można zinterpretować jako jeden z tych opowiadających o głupich psychoterapeutach, kryje się cała teoria komunikacji i jej sensowności, możemy zacząć się zastanawiać, co jest informacją a co nią nie jest i co robić, aby nie być takim psychoterapeutą jak ten pastuszek. Jak sprawić, żeby to, co przekazujemy w trakcie terapii miało sens i znaczenie dla naszych pacjentów i pacjentek.
A ten żart? Spotykają się na ulicy dwie znajome psychoterapeutki. Jedna dość intensywnie przygląda się drugiej i mówi: „Widzę, że u ciebie wszystko w porządku, a jak u mnie?”
W tym żarcie jest mowa o tym, że człowiek nie jest w stanie poznać sam siebie, bo deformuje swój obraz. Psychoterapeutka z żartu nie jest wcale głupia tylko mądra, bo szuka zewnętrznego oka. Ono jednak także jest niewystarczające. Otwiera się tutaj cały kosmos związany z pytaniami, które dotyczą teorii poznania i stanowią o istocie psychoterapii. Tyle, że są to pytania kłopotliwe i trudne, i gdybyśmy na poważnie zaczęli się nimi zajmować, mielibyśmy pewne kłopoty z byciem psychoterapeutami. Bo skoro można zanegować i introspekcję, i zewnętrzne spojrzenie, to po co w ogóle nam psychoterapia? Mottem do mojej książki uczyniłem cytat z Ludwiga Wittgensteina, że poważna rozprawa filozoficzna mogłaby się składać z samych żartów.
Piszesz też, że dzięki żartom możemy doznać oświecenia, bo mogą pokonać i mądrość, i głupotę.
Żarty – podobnie jak wywodzące się z buddyzmu zen koany czy taoistyczne przypowieści, które przeczą logicznym założeniom – rozbijają oczywistości, pokazują inny wariant tego, co się dzieje, dlatego mogą prowadzić do wielu istotnych wglądów.
To samo robi trickster. Ta przewrotna i niejednoznaczna figura przewija się przez karty twojej książki, przeciwstawiając się archetypom starego mędrca, zranionego uzdrowiciela czy wielkiej matki, które od czasów Junga odnoszą się do twojej profesji. Co robi żartowniś trickster w gabinecie psychoterapeutycznym?
Te mentorskie i szamańskie wzorce to szalenie wygodna i uwodząca narracja. Rewelacyjna dla klientów, którzy mogą projektować na psychoterapeutę wszystkie boskie postaci, mające wiedzę niedostępną dla „zwykłych szaraków“. A dla terapeuty uwodząca, bo już na wejściu zyskuje bardzo dobrą i wygodną pozycję. Jest niepisana umowa, że to co mówi guru to obiektywna niepodważalna prawda, za którą należy podążać. Tymczasem jest to mit, o którym pisał już w latach 30. Alfred Adler, austriacki psychiatra i twórca psychologii indywidualnej. Twierdził on, że główną cechą ludzkiego umysłu jest potrzeba tworzenia idei, które mają charakter fikcji w tym znaczeniu, że wszystko, co subiektywne, a dotyczy to również psychoterapii, ma naturę fikcji. Mówiąc krótko, każda psychoterapia jest pewną formą literatury, czyli iluzji. I nie ma w tym nic złego, bo fikcje są niezbędnym elementem funkcjonowania ludzkiej rzeczywistości psychicznej.
Słuchając tego, można poczuć że traci się grunt pod nogami.
Niepotrzebnie. Adler odwoływał się do niemieckiego neokantysty Hansa Vaihingera, który mówił, że prawda jest najbardziej wygodną i użyteczną fikcją. Adler poszedł kawałek dalej, bo uważał, że jeśli używamy różnych koncepcji, wiedząc że są one fikcją (praktycznym, użytecznym konstruktem), jesteśmy „normalni“. Natomiast jeżeli próbujemy urzeczywistniać tę fikcję i tracimy do niej dystans, stajemy się neurotykami. A jeżeli zaczynamy wierzyć, że fikcja jest prawdą – psychotykami. Moim zdaniem, jeśli terapeuta jest przekonany o prawdziwości reprezentowanej przez siebie koncepcji psychoterapeutycznej, staje się fundamentalistą. Amerykański psycholog James Hillmann, który był najpierw jungistą a potem heretykiem jungowskim, mówił jasno i wprost – cała psychoterapia jest fikcją, tyle że to jest fikcja uzdrawiająca. Bo stwarzane fikcje czynią życie nieco bardziej możliwym do zniesienia, łagodzą naszą bezradność poznawczą, ale musimy o tym pamiętać. I tutaj dochodzimy do tricstera – jest on figurą, która pokazuje że coś, co się wydaje być oczywiste i niepodważalne, de facto jest totalną bzdurą. Oczywistości służą jedynie temu, by nie pozwalać powstawać wątpliwościom, charakteryzują tylko to, do czego przywykliśmy lub co jest dla nas korzystne. Trickster w różnych kulturach występuje w parze z demiurgiem. Demiurg tworzy a trickster pokazuje – a guzik prawda.
Jest to – jak piszesz w książce – patrzenie nie na rzeczy tylko poprzez rzeczy? I że podczas psychoterapii mamy kontakt nie z przeżyciami i doświadczeniami, tylko ich echem, iluzją na ich temat?
Tak. Trickster odziera z tych iluzji, zadając na przykład głupie pytania i odwracając kota ogonem. Klientkę, która przychodzi do gabinetu, będąc święcie przekonaną, że jako matka musi być dyspozycyjna dla dziecka 24 godziny na dobę, pyta: „A kto to pani powiedział?” Taki element terapii rozbija dysfunkcyjną strukturę psychiczną. Metody trickstera dobrze się tu sprawdzają. Pokazują bowiem inną możliwość, inną narrację, bardziej wolną, bardziej nieograniczoną niż ta, którą normalnie stosuje klient. Jego narracja jest zwykle kulturowa, społeczna, rodzinna czy po prostu taka, która pozwala mu łatwiej operować w pewnym paradygmacie.
Tak jak w tym żarcie? Baca z małej wioski pojechał do stolicy, gdzie zwiedził zoo. Po powrocie sąsiedzi dopytywali się, co tam widział.
– No, widziałem żyrafę.
– A co to żyrafa, baco?
– A kunia widziałeś? – pyta baca.
– Widziałem!
– To taki kuń, tylko z długą szyją. Widziałem jeszcze zebrę.
– A co to takiego zebra?
– A kunia znasz? To taki kuń, tylko że w paski.
Rozmowa toczy się dalej. Okazuje się, że nosorożec to taki kuń, tylko gruby, wielbłąd to taki kuń, tylko z garbem, wreszcie baca mówi:
– No i widziałem jeszcze węża boa.
– A co to wąż boa?
– A to zupełnie do kunia niepodobne!
Kuń jest w tym żarcie symbolem ludzkiej tożsamości, która sprawia że świat jest przewidywalny i do ogarnięcia, bo w razie jakichkolwiek wątpliwości zawsze można się do kunia odwołać. Reprezentuje względnie bezpieczną koleinę, dającą poczucie stabilizacji, natomiast nie daje możliwości wyboru. Tam nie wolności, bo tam jest tylko kuń – z góry określona zasada postępowania. Ortodoksja każdego typu zawsze pozwala sięgnąć po to, co jest niepodważalne. Z jednej strony – super, bo mam bezpieczny świat, ale nie mamy możliwości wyjścia poza jego granice. Trickster to wszystko odwraca. Jednym z głównych celów psychoterapii jest pokazanie innych możliwości niż te, z których klient korzysta w swoim życiu. Zazwyczaj przychodzi z tysiącem różnych problemów, natomiast jego głównym kłopotem jest to, że funkcjonuje w sztywnym systemie, w którym nic się nie poruszy. Można tu zacytować Alberta Einsteina: „Nie można rozwiązać problemu przy pomocy świadomości, która go stworzyła”. Metody trickstera pokazują inną perspektywę, z jego pomocą można na każdej sesji stosować inną metodę. Jak myślę o psychoterapii, często odwołuję się do wizualizacji śniadania podanego na szwedzkim stole. Mówię klientowi: zobacz, myślałeś że masz tylko parówki albo jajka na twardo, a masz do dyspozycji cały ten stół z różnymi smakołykami, które można łączyć na tysiąc różnych sposobów. Przestań sięgać po te swoje parówki.
Użycie trickstera może być skuteczne w pracy z perfekcjonizmem, pracoholizmem, utknięciu w niemocy twórczej?
Trickter jest dobry przy każdej pracy z nadmiernie usztywnioną psychiką. Czasem ludzie bezskutecznie zmagają się z takimi strukturami przez długi czas, a żart trickserowski może szybko zadziałać z siłą materiału wybuchowego. Kiedy się zadaje te pozornie głupie pytania, na przykład dlaczego coś wolno robić a czego nie wolno, na początku jest szok, bo podważona zostaje prawda objawiona. Po wprowadzeniu tego rodzaju interwencji, klient musi włączyć to nowe spojrzenie w swój system myślenia, spróbować zaakceptować to, co zwykle ze strachem odrzucał. Cytując filozofa Waltera Benjamina, „Bycie szczęśliwym, oznacza możliwość patrzenia na siebie bez trwogi”. Strach pojawia się, gdy mamy sztywną osobowość, bo boimy się wszystkiego, co poza nią wykracza. Pytamy siebie: jak możliwe jest, żebym miał takie myśli, jak mogę kwestionować pewne rzeczy? Wtedy trudno ze sobą wytrzymać. Trickster mówi, że jego rzeczywistość jest równie fajna jak ta demiurga. Bo mamy w sobie różne figury, wielość, inność.
Jak trickter radzi sobie z brakiem spójności, z tą kakofonią głosów w nas, która jest męcząca, bo chcemy być i uporządkowane i wyluzowane, uczynne i asertywne itd.?
Kakofonia wewnętrznych głosów przeszkadza tylko wtedy, gdy się ją zwalcza, bo mamy przekonanie, że ta niespójność jest zła. Tymczasem ta wielość postaci wewnątrz człowieka jest jego największym bogactwem i darem. Zazwyczaj nie jesteśmy w stanie tego zaakceptować, bo jesteśmy uczeni że jest jedna prawda, że wieloznaczność jest niedobra, i że zawsze coś jest lepsze od czegoś innego. Walter Lippmann mówił, że tam gdzie wszyscy myślą tak samo, niewiele się myśli. Jeśli odrzucamy w sobie niespójność, negujemy znaczący fragment naszej psychiki. A trickster mówi: różnorodność jest cudowna, bawcie się nią, doceńcie ją, zauważcie że można robić różne rzeczy na milion sposobów. Tak Hermes wymyślił dla Apollina cytrę, odwracając skorupę żółwia. Apollo reprezentujący uporządkowaną strukturę myślenia greckiego nigdy w życiu by na to nie wpadł, a my byśmy do tej pory nie mieli instrumentów strunowych.
Na czym polega siła trickstera?
On nie zważa na to, czy jego żart będzie dobrze przyjęty czy już nie. Żartuje po to, żeby wywrócić rzeczywistość do góry nogami. W tym znaczeniu jest typem aspołecznym, nie dba o powszechnie przyjęte wartości. Jego działalność może zdestabilizować system społeczny, co zazwyczaj sprawia, że jest traktowany jako persona non grata.
W większości przypadków przychodzimy na psychoterapię dlatego, że ulegamy normom społecznym.
Tylko, że nie zdajemy sobie sprawy jak bardzo nas to ogranicza. Ludzie, kiedy przychodzą na terapię to zwłaszcza na początku chcą, żeby wilk był syty i Manchester City, a to ślepa uliczka. Chcę żeby zmieniło się moje małżeństwo czy relacja z rodzicami, ale nie chcę ponosić tego konsekwencji. A żeby to się zmieniło, muszę przecież zmienić swój sposób zachowania. Żeby to się stało, być może będę musiał wejść w konflikt, w jakąś sferę dyskomfortu. A my zazwyczaj chcemy, żeby było to załatwione bezkosztowo, ale w życiu nie ma nic za darmo, a już na pewno nie ma zmiany za darmo.
Dzięki perspektywie trickstera lepiej zniesiemy te koszty?
Nie, trickster ma koszty w nosie. On jest trochę jak nieświadome części w naszej psychice. Jeśli dzieje się tam jakiś proces, który nabrzmiewa i domaga się, żeby wyszedł na jaw i tak to się stanie niezależnie, czy żona mnie rzuci, czy stracę pracę i czy będę miał za co kupić jedzenie następnego dnia. Albo też, w wypadku bardzo usztywnionych struktur psychicznych, wpędzi mnie to w cięzką depresję. Trickster wymusza, żeby te opcje były wybierane bez względu na to, ile trzeba za nie zapłacić. Ta postać przez antropologów jest uważana za najpierwszy archetyp psychiki ludzkiej, jeszcze na granicy zwierzęcia i człowieka. Dlatego trickster bywa i złośliwy, i okrutny, i bezzwzględny.
Jest jak rewolucja?
Tak. Ale jego rewolucja jest odpowiedzią na bezwględność demiurga, niedopuszczającego innych możliwości poza tymi, które reprezentuje. Elias Canetti w książce „Masa i władza” napisał, że rewolucja francuska zaczęła się pół roku przed zburzeniem Bastylii, kiedy chłopi w jednym z departamentów wyrżnęli wszystkie zwierzęta, na które mogła polować tylko szlachta. Zanim owce odważą się rzucić na wilki, zwracają się przeciw zającom. Gdyby francuska arystokracja była mądrzejsza, zrozumiałaby zagrożenie i przewidziałaby, że za chwilę zrobią to z nimi. Ten przykład może służyć jako metafora bezwzględnych procesów psychicznych, które długo marginalizowane i spychane przez demiurgiczne sztywne struktury, wracają z siłą wodospadu i zmiatają ze sobą wszystko. Jako psychoterapeuci działamy inaczej – zauważamy zapowiedzi i wiedząc, co nadchodzi, próbujemy rozwiązywać konflikty wewnętrzne między różnymi częściami człowieka, które jeśli nie są rozwiązane, to doprowadzają do życiowej rewolucji albo do depresji. Trickster w gabinecie psychoterapeutycznym występuje w już bardziej cywilizowanej formie i wkracza wcześniej.
Dla kogo jest twoja książka?
Myślę, że dla wszystkich, którzy chcą spojrzeć na skomplikowane zjawisko psychoterapii bez uwodzących lub mało istotnych stereotypów i spróbować zrozumieć jej głębsze mechanizmy funkcjonowania. Dla tych, którzy chcą zadać sobie trudne ale ciekawe pytania, które podważą myślowe oczywistości. A więc dla psychoterapeutów, psychoterapeutek i wszystkich osób pracujących z ludźmi, aby byli w stanie wyjść poza to, czego ich uczono, a także dla benficjentów i beneficjentek psychoterapii, żeby umieli rozpoznać terapeutycznych guru prawd objawionych, co sprawi, że będą w stanie lepiej skorzystać z tego, co realnie może im zaproponować psychoterapia.