Z Tomaszem Teodorczykiem rozmawia Aleksandra Nowakowska.
Wywiad był zamówiony przez miesięcznik SENS jako wprowadzenie do specjalnego przewodnika po świecie warsztatów rozwojowych, jednak redakcja odmówiła wydrukowania go w tym kształcie.
A.Nowakowska Rynek rozwojowy oferuje nam coraz więcej propozycji. Czy ten rozwój ma coś wspólnego z psychologią?
Tomasz Teodorczyk Obecnie rozwój w psychologii najczęściej pojmowany jest jako prometejska droga ku szczytom. Ku integracji, którą rozumie się jako pełnię, jedność, oświecenie. Rozwojowym rajem byłaby wizja miejsca, w którym chodzimy dostojnym, pełnym harmonii krokiem, ubrani na biało. A w tle gra muzyka Brahmsa. Ta wizja jest powszechnie promowana, ale moim zdaniem jej założenia są mocno wątpliwe. Już James Hillman zwrócił uwagę na to, że ta prometejska droga wzwyż, sięgając po rozwój ludzkiego potencjału, zaniedbuje drogę w dół – ku rzeczom niższym, ciemnym. Czyli podróż do dziedziny „depresji”, krainy imaginatywnych obrazów. Po drugie wizja człowieka jako spójności jest iluzją monistycznego umysłu, któremu wydaje się, że najgłębszą wartością jest jedność, podczas kiedy bogactwem człowieka jest wielość. Integracji nie należałoby rozumieć jako scalania, a jako tworzenie przestrzeni dla wielości. Po trzecie ta wizja rozwoju jest rozkosznie narcystyczna, bo człowiek jawi się w niej jako istota stworzona na obraz i podobieństwo Boga.
A.N. Mamy odkryć w sobie boski pierwiastek.
T.T. I stać się niemal bogami. Ta wizja zapomina o tym, że człowiekowi bliżej do zwierzęcia, które rządzone jest przez popędy, niż do Boga. Jeżeli to wszystko weźmiemy pod uwagę, ta popularna wizja rozwoju jest robieniem wody z mózgu ludziom, propagandą sukcesu. We wszechobecnych teraz nurtach new age wiele terapii oferuje pomysł, że możesz zostać prezydentem albo kosmonautą – jeśli tylko tego zapragniesz. Myśl, że mogę wszystko, jest szalenie uwodząca. Nie sądzę, żeby wiele osób było w stanie się temu oprzeć.
A.N. Tak też mówią trenerzy motywacyjni.
T.T. Ferują wizją człowieka bez ograniczeń. A człowiek ograniczenia ma ogromne. W połowie XX wieku w antropologii była modna koncepcja poszukiwania zagubionego ogniwa. Burzliwie i zawzięcie dyskutowano, co to za stwór znajduje się między małpą i człowiekiem, szukano go podczas wykopalisk archeologicznych. W końcu znany austriacki etolog Konrad Lorenz powiedział, że to zagubione ogniwo to nikt inny tylko my. Myślenie, że jesteśmy już ludźmi i obrazem Boga, to gruba przesada. Z tego względu wersja rozwoju, która obecnie obowiązuje, jest po prostu nieprawdziwa.
A.N. Czym w takim razie jest rozwój?
T.T. Myślę, że rozwój jest ograniczony pewnymi ramami, które muszą być brane pod uwagę. Są nimi instynktowne zachowania człowieka przynależne do jego ontycznej, czyli bytowej istoty. Sięgnijmy do antropologii kulturowej. Człowiek od kiedy trochę oddzielił się od świata natury, nieustannie styka się z rzeczami, które go przerastają. Ma rozmaite lęki, boi się śmierci, wie, że istnieją siły większe od niego, nad którymi stara się panować, ale nie do końca mu to wychodzi. Zachodnie stwierdzenie, że człowiek jest kowalem własnego losu, jest jedynie myśleniem życzeniowym. W latach 50 i 60-tych XX wieku psychologia humanistyczna rozwinęła wątek potencjału ludzkiego i tak zwanych peak experiences. To było potrzebne, ponieważ stanowiło reakcję na pogląd, że wszechobecne są psychopatologie. Psycholodzy humanistyczni podkreślali ludzkie atuty, zasoby. I dobrze się stało, ale potem poszło to w stronę new age i zaczęto propagować wizję, że człowiek może wszystko. Mało kto pamięta, że odkrycie czy też nazwanie nieświadomości jest zwróceniem uwagi na bezradność człowieka. Tym razem wobec siebie samego. Bo jeśli w dużej mierze jestem rządzony przez różne nieświadome mechanizmy, to jak jest z tą moją wolnością? Tu pojawia się wątek akceptacji dla ludzkiej bezradności. Psychoterapia zasadniczo nie dopuszcza bezradności człowieka. Ona stara się – pozytywnie i konstruktywnie – rozwiązywać różne kwestie.
A.N. W swojej książce „Mindell i Jung. Reedycje i inspiracje” piszesz o tym, że terapeuta może zaszkodzić klientowi, stawiając przede wszystkim na sprawczość, szybkość i nie szanując wewnętrznego procesu ani tempa jego rozwoju . Zwracasz uwagę na to, że słowo „pacjent” pochodzi od słowa „cierpliwość”.
T.T. Współczesny świat przyspiesza i żąda, żeby wszystkie rzeczy działy się bardzo szybko. Włącznie z rozwojem i psychoterapią. Dlatego powstają weekendowe kursy, jak być szczęśliwym. Widziałem ostatnio piękny dyplom uprawniający do prowadzenia pewnego typu terapii z akredytacją MEN. Nie było tego na dyplomie ale okazało się, że kurs był prowadzony online i trwał 3 czy 4 weekendy. To jest pewien rodzaj pychy a może i głupoty.
A.N. Wpisuje się w to coaching.
T.T. Coaching ma w sobie trochę pokory, kiedy trzyma się ziemi, będąc nastawionym na rozwiązywanie konkretnych problemów i osiąganie celów. W tym znaczeniu jest pragmatyczny. Zaczyna być narcystyczny, kiedy obiecuje: Masz problem? Rozwiążemy ci go w sobotę? Przyjedziesz na 3-godzinną sesję i będziesz wiedział, co robić. Nie można rozwiązać problemu, nie sięgając głębiej. Coaching musi zahaczać o elementy terapii i tu się nie wyrabia. Ktoś nawet może się uprzeć i pod kierunkiem coacha na przykład awansować, ale to będzie sukces krótkoterminowy, bo nie zmieni się wewnętrzna struktura człowieka.
A.N. Na rynku rozwojowym mamy też inne obietnice – wschodnie. Okazuje się, że możliwe jest oświecenie, jeśli tylko będziemy medytować i poddamy się nurtowi życia.
T.T. Wizja oświeconego raju z wieczną szczęśliwością jest nie tylko nieprawdziwa, ona jest przerażająca. Tam przecież nic nie ma. Tam nie ma życia. To jest droga na skróty, która donikąd nie prowadzi. Poza tym absolutnie nie wierzę, żeby człowiek Zachodu mógł naprawdę głęboko zrozumieć i wniknąć w myśl buddyjską czy taoistyczną. Nie ma szans, żeby był liściem na wietrze. Zauważyłem i to było dla mnie przykre, że nawet psychologia procesu, metoda w której pracuję i która powołuje się na taoizm, w ogóle go nie rozumie. Nie jest to możliwe bez głębokiego wniknięcia w inną kulturę. Tymczasem nurt new age, zupełnie bez zastanowienia i bezsensownie, wykorzystuje odpryski innych kultur, na przykład indiańskie. To trochę taka antropologia dla ubogich. Teraz wiele osób „rozwija się”, zażywając ayahuaskę, która raczej przyjeżdża z Amsterdamu a nie od szamana i najprawdopodobniej jest mocno naszprycowaną chemią, która ma przenosić do raju. A sam szaman jest często raczej z „Cepelii” niż z innej kultury. Coś takiego też oferują ustawienia helingerowskie, wystarczy że poznasz swoje korzenie, zbudujesz sobie pewną narrację i to rozwiąże twoje problemy.
A.N. Możemy też siebie uzdrowić, malując mandale lub oczyszczając się dźwiękami bębnów czy mis tybetańskich.
T.T. Dokonała się rzecz bardzo zła – rozwój stał się towarem i przez to spadła jego jakość, bo każdy stara się go sprzedać. Więcej wkłada się w promocję niż w to, żeby towar był dobry. Powstają ośrodki terapeutyczne zakładane przez biznesmenów, którzy słusznie zwęszyli interes. Zatrudniają tam terapeutów z minimalnym doświadczeniem, bo tylko oni godzą się pracować za minimalne pieniądze, a ich zadaniem staje się głównie utrzymać klienta. Dlatego go zadowalają a nie terapeutyzują. To jest już biznes. Czasem jak czytam ulotki lub informacje na stronach internetowych widzę wyłącznie akcje promocyjne, które nie mają nic wspólnego z merytoryką. Często używane są w nich metody manipulacji psychologicznej. Ponieważ usługi rozwojowe stały się towarem, powstały rodzaju piramidy tego towaru – pierwszy stopień kursu, drugi i tak dalej. To ludzi zasysa, uzależnia, wciąga.
A.N. Można wpaść w pułapkę. Pomyśleć sobie, byłam u coacha, który bierze 300 zł za sesję i niewiele to w moim życiu zmieniło, to może ten, który życzy sobie 2 tysiące, okaże się skuteczny. Tylko czy my w tym momencie płacimy za rozwój, psychologię czy za rozwiązywanie problemów?
T.T. W stanach depresyjnych może pomóc rozmowa z bliska osobą, ale to nie będzie pomoc terapeutyczna. Będzie ciepło, zrozumienie i to też jest ogromną wartością. Coach może zmotywować do tego, żeby poprosić o podwyżkę i to też nie jest złe. Jak ktoś sobie pomaluje obrazy na kursie vedic art, również może na chwilę poczuć się lepiej. Pamiętajmy, że mówimy w tej chwili o negatywnych tendencjach w obszarze rozwojowym, ale przecież istnieją i terapie i ludzie, którzy rozwojem zajmują się w sposób sensowny. Nie traktują tego jak towar, nie robią propagandy sukcesu, konfrontują ludzi z ograniczeniami. Jeśli stosują techniki z innych kultur, to bardzo głęboko i uważnie je badają.
A.N. Jak się w tym nie zagubić?
T.T. Szukać rozwiązania dla siebie. Rozwój w wersji supermarketowej jest rozwojem niezindywidualizowanym. To jest znowu znak czasów. Książki psychologiczne, które rozchodzą się w wielkich nakładach, to poradniki, które są bzdurą. Mówią – jak zastosujesz te 10 punktów, będziesz spełniony. Ludzie są tak pogubieni, ponieważ szukają wyłącznie recept.
A.N. I to ich gubi?
T.T. I to stwarza, że rynek recept się powiększa, bo na tym się robi duże pieniądze.
Recepty wzajemnie sobie zaprzeczają. Ludzie stosują najpierw jedną, potem drugą, potem trzecią, a tak naprawdę nie wiedzą co robić. Są osoby, którzy z warsztatów rozwojowych uczyniły styl życia. Ale są one tylko jakąś ścieżką obok drogi życia, które nie nabiera innej jakości. Po tym można poznać, że ulegamy iluzji.
A.N. Ulegamy też modom na najbardziej medialnego psychologa kraju, najbardziej popularnego coacha, guru, który przyjechał z najdalszego zakątka świata.
T.T. Totalny absurd. To jest smutne. W momencie kiedy masz szczęście czy nieszczęście taką osobę bliżej poznać, widzisz ile tam jest mizerii pod spodem. Zwykle tak zwani ludzie sukcesu mają wiele zapętleń, deficytów, kompleksów. Tak samo jest z terapeutami. Psychoterapeuta czy trener powinien przejść własną głęboką psychoterapię po to, żeby nie oszukiwał siebie i miał wysoki poziom świadomości. No niestety, bywa z tym różnie. Poza tym większość organizacji psychoterapeutycznych to korporacje rządzone ich mechanizmami, gdzie jest władza, nadkontrola lub odwrotnie, przyjmuje się wszystkich bez wymagań, bo za tym idą pieniądze. Gdzie jest taki sam układ hierarchiczny, gdzie są piramidy szkoleniowe, szklane sufity, gdzie mężczyznom jest lepiej niż kobietom.
A.N. Branża psychologiczna nie różni się dużo bardziej od innych.
T.T. Nie. Tylko, że w korporacjach wszystkim wiadomo, że te mechanizmy po prostu są. A w środowisku terapeutycznym się tego nie mówi albo wykorzystuje pewne narzędzia, żeby to inaczej, ładniej nazwać. Poza tym nie ma żadnej kontroli nad psychoterapią. W tej chwili warsztaty rozwojowe może robić każdy, psychoterapię właściwie też, o coachingu nie wspomniawszy. Jak się zaczynał się boom na coaching, były dwie firmy, które wydawały certyfikaty, teraz są dziesiątki rodzajów coachingu. Rynek się wypełnia, nadal jest chłonny, ale coraz trudniejszy. W związku z tym trzeba zawalczyć o klienta, mówiąc że u nas jeszcze szybciej i łatwiej rozwiążesz problem.
A.N. Jak rozpoznać dobrego fachowca od psychiki?
T.T. Nie ma przepisu a co gorsza, nie ma metody. Nie wystarcza poczucie, że jesteśmy w dobrym kontakcie z tą osobą, że się dobrze rozumiemy. Potrzebne jest takie przytomne zaufanie doświadczeniu psychoterapeuty. A zwykle nie jest to możliwe. Musielibyśmy, idąc do terapeuty, nie dać mu się uwieść. Temu, że wydaje się miły, silny lub napisał dwie książki. Na początku trzeba wejść w ten kontakt z ograniczonym zaufaniem. Do czasu kiedy się nie przekonam, że to jest warte pociągnięcia dalej. To jest trudne. Bo pamiętajmy, że przychodzimy z pozycji osoby, która potrzebuje pomocy, jesteśmy zagubieni, mamy kryzys. Jeżeli spotkamy osobę, która sprawia wrażenie, że nas rozumie, że nas uratuje, oddajemy się jej. Na psychoterapeutę projektujemy archetyp Starego Mędrca lub Wielkiej Matki i jest łatwo wpaść w iluzję.
A.N. A może rozpoznamy go po tym, że szyje dla dla nas rozwój na miarę?
T.T. Tylko w jaki sposób poznam, że to jest szyte na miarę? Skąd ja wiem, że to ubranie nie jest z kolekcji H&M. Nie mamy kryteriów, mamy tylko domniemanie, że psychoterapeuta poprzez swoją własną terapię i poprzez standardy etyczno-zawodowe ma tak dużą świadomość, że jest w stanie się oprzeć lewym motywacjom, deficytom a po drugie, że jest w stanie uszyć psychoterapię na miarę dla klienta. To jest wariant idealny. Na ile jest on możliwy do zrealizowania, tego nie wiem.
A.N. A może w ogóle nie jest potrzebna ta cała psychoterapia? Czy w ramach prawdziwego rozwoju możliwe jest poradzić sobie z naszymi ograniczeniami i bezradnością?
T.T. Prawdę mówiąc, jak w tej chwili zaczynam myśleć o psychoterapii, nie ma wiele więcej do zrobienia niż danie klientowi możliwości zapoznania się i doświadczenia tych różnych „zwierzątek”, które w nim żyją. Wtedy ta wizja rozwojowego raju byłaby nie tylko dla tych, którzy chodzą w białych szatach i w światłości, ale i tych, którzy lubią kolor zielony i ciemność. Rozwój byłby takim odkrywaniem, akceptowaniem i dawaniem przestrzeni wszystkim wewnętrznym aspektom, ale bez próby integrowania tego wszystkiego w kierunku jednej opcji, tego harmonijnego współgrania. Żadna harmonia, tylko czasami chaos, czasami poplamione ubranie – na równych prawach.
A.N. Demokratycznie?
T.T. Głęboko demokratycznie. Integracja, pochodząca z łacińskiego integrare, etymologicznie wcale nie oznacza scalania. Tylko odnawianie, odtwarzanie czegoś co, było nietknięte, nienaruszone. Rozwój dla mnie to program na poznanie i doświadczanie. I nic więcej. W myśl starej sokratejskiej zasady „Poznaj samego siebie”. Ta wielość istot, które zamieszkują człowieka, pozwala poznać różne wersje siebie, różne scenariusze swojego życia, różne opcje na siebie samego.
A.N. Nie chodzi tu o tą najlepszą wersję siebie?
T.T. Nie. O każdą możliwą.
A.N. Kiedyś powiedziałeś, że życie pełnią polega na tym, żeby w jednym momencie czuć wszystkie części siebie. Jednocześnie czuć, że się boisz i że jesteś odważny …
T.T. Tak. Żeby rzeczywiście objąć całość swojego potencjału, wszystkie możliwości, które we mnie są, wszystkie uczucia. Ale nie próbować tego ani łączyć, ani nawet specjalnie nazywać, ani nie oceniać. Nie mieć jednego pomysłu na siebie.
A.N. Tylko być sobie takim zbiorem?
T.T. Tak. Mając zachwyt dla tego wszystkiego, co w tobie siedzi.
A.N. To jest możliwe?
T.T. Myślę sobie, że to jest bardziej możliwe niż osiągnięcie oświeconego umysłu w klasycznym rozumieniu.