Ta sytuacja jest na tyle ekstremalna, że dawanie dobrych rad jest momentami nie na miejscu. Wszyscy jesteśmy wobec tego, co się dzieje na granicy w różnym stopniu psychologicznie bezradne, bezradni. Aktywistki i aktywiści, mieszkańcy, medycy, dziennikarze, którzy są tam, na pierwszej linii, w lesie i w kontakcie z przeganianymi przez służby uchodźcami, dla nich nie ma w pełni dobrych rozwiązań, jak sobie radzić z traumą – mówi Agnieszka Wróblewska z Akademii Psychologii Głębokiego Dialogu
Igor Nazaruk: Czy to nie będzie przesadą, jak powiem, że wszyscy bez wyjątku jesteśmy ofiarami przemocy?
Agnieszka Wróblewska: To jest przemoc systemowa, a system dysponuje ogromnymi środkami oddziaływania. Ta różnica sił jest niewspółmierna, dlatego wszyscy, zarówno osoby zaangażowane bezpośrednio, jak i obserwujące sytuację na granicy są narażone na sytuację nadużycia.
Igor Nazaruk: Z jednej strony są osoby na pierwszej linii: aktywiści, lokalni mieszkańcy, ale też strażnicy graniczni, żołnierze i policjanci. Z drugiej strony są ci wszyscy, którzy obserwują sytuację w mediach, niezwiązani z tym problemem, ale po ludzku współczujący i martwiący się np. o dzieci wywożone nocą do lasu. Osoby wrażliwe, z dużą empatią nie mogą sobie z tym poradzić. Słyszę od znajomych, że nie mogą spokojnie położyć się do swoich ciepłych łóżek mając świadomość, że tuż, niedaleko są jakieś dzieci w lesie. Jak sobie z tym radzić?
Agnieszka Wróblewska: Już świadomość tego, co się dzieje tak blisko i fale bezradności, które większość z nas zalewają, powodują, że trudno powiedzieć, czy łatwiej jest działać i być tam, na granicy, czy obserwować z domu i przeżywać bezradność. Oczywiście, bycie na pierwszej linii, chodzenie nocą po lesie z pomocą jest najtrudniejsze i te osoby są narażone na permanentny i ostry syndrom stresu (ASD). Cały czas narażają się na sytuacje o bardzo dużym natężeniu stresu, kiedy organizm jest w ciągłej mobilizacji, działaniu, zadaniowości i częstym odcięciu się od emocji. Stres pourazowy (PTSD) pojawia się później, po kilku tygodniach, a nawet miesiącach po ustaniu wydarzenia. Kiedy wydawałoby się, że już lądujemy w tej bezpieczniejszej przestrzeni okazuje się, że ciągle jeszcze jesteśmy tam.