Minęło już dwanaście lat od pierwszego wydania tej książki po polsku i biorę ją dzisiaj do ręki z ogromną nostalgią. Po pierwsze zapewne dlatego, że przypomina mi ona tamte lata, gdy rozpoczynaliśmy uczenie się pracy z procesem w małej grupie ludzi związanej z Ośrodkiem Higieny Psychicznej na Dzielnej 7. Niedługo potem powstało Polskie Towarzystwo Psychologii Zorientowanej na Proces, rozwinęliśmy system szkoleń i przeszliśmy długą drogę prowadzącą od grupy znajomych działających poza strukturami do dużej organizacji. Dzisiaj praca z procesem w Polsce jest już znanym kierunkiem psychoterapeutycznym, wydaliśmy kilkanaście książek, napisaliśmy wiele artykułów, powstały prace magisterskie na ten temat, wreszcie wyszkoliliśmy znaczną liczbę osób w tej metodzie. Ale moja nostalgia bierze się również z czego innego. „O pracy ze śniącym ciałem” była drugą z kolei książką Mindella i przez następne lata stanowiła pewnego rodzaju „mapę” rozwoju pracy z procesem – właściwie każdy jej rozdział rozwinął się w następną książkę i wyznaczał obszar kolejnych odkryć. Z tego też względu, a także dzięki nowym ideom, których jeszcze w tej książce nie ma, praca z procesem jest w tej chwili trochę czymś innym niż w momencie wydania tej pozycji. Chciałbym, żeby to posłowie przybliżyło Czytelnikom, czym jest praca z procesem A.D. 2003.
J. Huxley powiedział kiedyś ,że wielkie idee rozpoczynają swoją drogę jako herezje, a kończą jako przesądy. Nie wnikając w to, czy praca z procesem jest wielką ideą, niewątpliwie na początku była w pewnym sensie psychologiczną herezją. Hasła opisujące teoretyczne podejście typu:„wszystko, co się człowiekowi przydarza jest dobre i właściwe, trzeba tylko umieć dostrzec właściwy kontekst”, „psychoterapeuta nie ma pomysłu, w którą stronę ma zajść zmiana w człowieku”, „podążamy za tym, co nam się przydarza w sposób niezamierzony”, „świat ma dokładnie takie problemy, jakie powinien mieć”, a także praktyczne zalecenia w rodzaju: „należy wzmacniać symptom fizyczny” czy też „jeżeli ktoś Ci coś zarzuca, zrób to jeszcze bardziej” – wszystko to i wiele innych stwierdzeń nawet dzisiaj może budzić sprzeciw albo stawia znaki zapytania u wielu psychologów związanych z głównym nurtem.
A jednocześnie przez wszystkie te lata wielokrotnie słyszałem od różnych psychologów i psychoterapeutów, którym przedstawiałem pracę z procesem: „Przecież to oczywiste, robię to od lat”.
A. Mindell w jednej ze swoich książek pisze, że będąc psychologiem Jungowskim stanął w pewnym momencie swojego rozwoju przed dramatycznym wyborem, nie mogąc dłużej dopasowywać wyników swojej pracy do formuły myślenia analitycznego. „Czułem się tak, jak gdybym żeglował po morzu w dziurawej łódce. Próbowałem ją łatać tak długo, aż /…/ zdałem sobie sprawę, że czas i energię, którą wkładam aby naprawić starą łódkę, można byłoby poświęcić budowie nowej.” Takie były początki pracy z procesem.
Psychologia zorientowana na proces, która początkowo skupiała się tylko na rozwoju jednostki, jest w tej chwili teorią psychologiczną o ogromnym zakresie zastosowań, jest tortem o wielu warstwach i smakach. I to nie tylko dlatego, że zajmuje się bardzo szerokim spectrum ludzkich doświadczeń. W zasadzie pracujemy psychologicznie z każdym ludzkim doświadczeniem bez względu na to, czy jest ono określane jako psychotyczne, patologiczne, śmiertelne czy jakiekolwiek inne. Zajmujemy się nie tylko jednostkami w praktycznie każdym stanie fizycznym i psychicznym, ale również związkami, rodzinami, małymi grupami i problemami globalnymi, sprawami całych społeczności, narodów i procesami światowymi.
Zapewne powstaje w tym momencie pytanie, czy praca z procesem nie jest kolejną koncepcją typu „ogólna teoria wszystkiego”. W pewnym sensie rzeczywiście tak jest – Mindell pisze, ze praca z procesem jest metateorią, nie jest psychologią, lecz nauką naturalną, tak jak taoizm, z którego wyrosła. Myślę, że praca z procesem jest przede wszystkim teorią filozoficzną, sposobem patrzenia na świat, ludzi i zdarzenia – reszta jest już tylko tego naturalną konsekwencją. Einstein powiedział kiedyś: „Chcę poznać myśli Boga – cała reszta to drobiazg”.
Określenie, czym jest w tej chwili praca z procesem w porównaniu do początków przedstawionych w tej książce jest czymś łatwym i trudnym jednocześnie. Łatwym dlatego, że zasadnicza struktura i sposób myślenia jest taki sam, w tym sensie powiedzielibyśmy, że zwiększył się jedynie zakres zastosowań, że w chwili obecnej rozwinięte zostały sposoby pracy z kolejnymi, coraz trudniejszymi obszarami ludzkiego doświadczenia lub grupami, którymi „klasyczna” psychologia niechętnie się zajmuje. Dotyczy to różnych odmiennych i ekstremalnych stanów świadomości typu psychozy, uzależnienia czy stany śpiączki, metod pracy z ruchem, pracy z dziećmi, zastosowania pracy z procesem do sfery twórczości oraz do problemów globalnych.
Trudności polegają na tym, że każdy z „nowo” rozwiniętych obszarów pracy z procesem i „nowych” jej aplikacji dodała i wniosła, ale również zmieniła coś w sposobie jej widzenia i funkcjonowania. I tak na przykład praca z osobami w śpiączce wniosła świadomość minimalnych sygnałów i możliwości, jakie one stwarzają do lepszej komunikacji i pełniejszego zrozumienia procesów dziejących się w człowieku. Prace Amy Mindell, żony Arniego, nad zagadnieniem metaumiejętności otworzyły z kolei nową perspektywę na to, czym w ogóle jest psychoterapia i od czego zależy jej skuteczność / jakkolwiek ją się pojmuje/. Odkrycie zjawiska zaśnienia i dalsze prace w tym obszarze /np. Joe Goodbread’a/ pozwalają nieco inaczej spojrzeć na ludzkie zachowania w relacjach i wyjaśniają dlaczego niekiedy zachowujemy się w sposób dla siebie i innych zupełnie niezrozumiały. Zastosowanie pracy z procesem do twórczości i sztuki /prace Lane’a Arye/ pokazało jak niezamierzone i „niepożądane” zjawiska mogą otworzyć zupełnie nieoczekiwane sfery ludzkiej kreatywności. Z kolei prace Sonji Straub o krytyku wewnętrznym wniosły wiele ważnych informacji dotyczących wątków, z którymi większość terapeutów ma ogromne kłopoty w swej pracy z klientami. Właściwie każda praca dyplomowa z pracy z procesem, a jest ich już około setki na świecie, twórczo rozwija jakiś fragment tego podejścia.
Zajęcie się bardzo trudnym wątkiem nadużyć, zarówno od strony ofiary, jak i sprawcy, stało się jedną z najważniejszych kwestii, która rozjaśniła wiele nieporozumień wokół różnych trudności relacyjnych, w tym relacji terapeuta – klient.
Praca ze światem /worldwork/ to z kolei jeden z najsilniej rozwijających się obszarów pracy z procesem. Klasyczna psychoterapia zasadniczo niechętnie odnosi się do wchodzenia w kwestie społeczne i w problemy globalne. Zdominowana przez Europejczyków i Amerykanów, zainteresowanych przede wszystkim życiem wewnętrznym jednostki, rozwijała głównie ten punkt widzenia, zostawiając, częściej na złe niż na dobre, sprawy świata socjologom, politykom i działaczom społecznym.
Praca ze światem jest naturalnym rozszerzeniem i zastosowaniem metod pracy z procesem do psychologicznej pracy z dużymi grupami, wszelkiego typu konfliktami społecznymi, problemami miast i różnych społeczności.
Zasadnicza koncepcja pracy ze światem, która stara się spostrzegać go tak samo jak jednostkę – podzieloną i niespójną – ale rozwijającą się poprzez obecność i ścieranie się przeciwieństw, nawiązuje do starodawnych pomysłów o jedności świata, teorii anthropos spostrzegających świat jako ciało boskiej istoty lub jako powstały z jej członków. Nowoczesną wersję tych koncepcji przedstawił James Lovelock w swej hipotezie Gai. Teoretyczne podstawy pracy ze światem odnajdziemy również w niektórych koncepcjach współczesnej fizyki, szczególnie w teorii pola, a także w pracach Ruperta Sheldrake’a /pole morfogenetyczne, ruch całościowy/ czy Davida Bohma /ukryty porządek/.
Praca z procesem, dla której świat jest kanałem informacyjnym dla jednostki, i która jednocześnie traktuje jednostkę jako miejsce, gdzie również toczą się problemy światowe, nie stawia ostrej granicy między jednostką, grupą i otoczeniem. Z tego też względu, akcentując przenikalność zjawisk i ich odwzorowywanie w różnych sferach, staramy się zajmować tymi samymi sprawami, tym samym procesem śnienia, bez względu na to, gdzie on się przejawia.
Sprawia to, że bez względu na to, czy pracujemy z jednostką, grupą czy społeczeństwem, pracujemy w pewien sposób z tym samym. Zaowocowało to powstaniem unikalnej metody pracy z grupą zwanej procesem grupowym. Traktowanie grupy tak samo jak jednostki z jej różnymi aspektami, sygnałami i progami daje niezwykłą szansę psychoterapeutycznej pracy z rozmaitego rodzaju konfliktami w różnych grupach społecznych, etnicznych czy zawodowych. Stąd też rozwinął się również kierunek na pracę nad rozwojem organizacji.
Praca ze światem wprowadziła do pracy z procesem szereg ważnych zagadnień, które rozszerzyły również sposób rozumienia zjawisk zachodzących w jednostce i w związkach. Problem rang i przywilejów, kwestia różnych mniejszości i ich trudnych relacji z większością, terroryzm i sprawy związane z przemocą, problemy rasizmu i innych –izmów, zagadnienia przywództwa i starszyzny to tylko niektóre wątki rozwinięte w tym obszarze.
Bardzo ważną zmianą i uzupełnieniem w pracy z procesem jest koncepcja doświadczeń „sentient”, która powstała w ostatnich latach i została wprowadzona do pracy z klientami.
Obecnie w terapeutycznej pracy z procesem pracujemy na trzech poziomach: uzgodnionej rzeczywistości, dualnych polaryzacji oraz na poziomie sentient. Wprowadzenie tego ostatniego jest próbą cofnięcia się/powrotu do tych doświadczeń, które dotyczą jakkolwiek pojmowanej rzeczywistości przed zaistnieniem podziałów na fizyczne i psychiczne, duszę, umysł, materie itp. Świat można łączyć lub rozdzielać – to nieustający Gombrowiczowski dyskurs między Syntetykiem a Analitykiem. Jeżeli budzę się rano i słysząc ptaki za oknem przez moment mam wrażenie, że to grupa kobiet szepcze pod moim oknem, to przez krótką chwilę nie jestem pewny, co jest realnością, doświadczam jedności obu tych światów, choć zazwyczaj są one od siebie ostro oddzielone. Oczywiście z innego punktu widzenia moje doznanie może być nazwane początkiem epizodu psychotycznego, jednak sądzę, że w tym względzie rację ma Ken Wilber, który uważa, że czym innym jest „psychotyczna” regresja do stanu pierwotnej jedności a czym innym doznanie transcendujące polaryzacje /błąd pre/transracjonalne/.
Koncepcja „sentient” nawiązuje do różnych tradycji duchowych i filozoficznych, myślenia ludów pierwotnych /Aborygeni, Toltekowie/ oraz współczesnej fizyki. Aborygeni uważają, że świat śnienia poprzedza zaistnienie świata realnego, sądzą, że to procesy świadomości tworzą rzeczywistość. Dziedzina sentient to właśnie świat śnienia, znajduje się tam, gdzie rzeczy istnieją zanim zostaną spostrzeżone. W taoizmie mówi się, że w tao nie ma przeciwieństw, rodzą się one dopiero w momencie, gdy mamy do czynienia z manifestacjami tao. Podobnie koncepcja unus mundus w alchemii odnosi się do pojęcia świata doskonałego istniejącego w umyśle Boga przed jego realnym zaistnieniem, świata bez przeciwieństw.
Konrad Lorenz pisał o tym, że myślenie kultury zachodniej jest dysjunktywne, rozdzielające. Ale to dopiero w XVI wieku rozdzielono duszę, umysł i materię. Współczesna fizyka pokazuje nam, że na poziomie kwantowym nie funkcjonują „normalne” pojęcia i zasady, nie ma tam też ostrych, dookreślonych granic.
Praca z procesem na poziomie sentient jest pracą z tymi ludzkimi doświadczeniami, które dotyczą świata śnienia, rzeczywistości przed powstaniem podziałów na twórcę i ofiarę bólu, twórcę snów i tego, kto te sny doświadcza itp. Są to doświadczenia poza czasem i przestrzenią, poza „normalnymi” kategoriami uzgodnionej rzeczywistości. Zapewne są to podobne doznania do tych, które miał Michał Anioł, kiedy patrząc na kamienny blok potrafił zobaczyć w nim to, co ma być z niego wyrzeźbione. Podobne doświadczenia mają ludy pierwotne, są one związane z odczuciem jedności materii i formy.
W tym też miejscu mieszają się w pracy z procesem granice oddzielające psychologię od tradycji duchowych, jednak podstawowa zasada pracy z procesem – interesuje nas tylko ludzkie doświadczenie w każdym jego przejawie – daje temu „mieszaniu się” wyraźne ramy i podstawę.
W swej przedmowie do pierwszego wydania tej książki, która była jego pierwszą książką wydaną w Polsce, Arny napisał, że ma nadzieję, iż praca z procesem w każdym kraju przejmie jego narodowy charakter. Zastanawiam się na ile polska wersja pracy z procesem różni się od tej w innych krajach i na czym ewentualnie może polegać jej specyfika. Oczywiście wszelkie tego typu uogólnienia mają ograniczony sens, gdyż to każdy terapeuta i nauczyciel pracy z procesem tworzy jej własny, indywidualny kształt. Sądzę też, że polska wersja pracy z procesem dopiero zaczyna się tworzyć, jednak niewątpliwie zarówno specyfika polskiego społeczeństwa jak i moment dziejowy, w którym jesteśmy, ma na to ogromny wpływ. Myślę tu o problemie rang i przywilejów, który, jak mi się wydaje, odgrywa niezwykle ważną rolę w większości sytuacji indywidualnych i grupowych w tym kraju. Mam też uczucie, że duża wrażliwość na sprawy etyczne, tak w samej pracy terapeutycznej, jak i w szerszym społecznym sensie, będzie miała duże znaczenie. Być może też akcent na pracę ze sprawami dotyczącymi wszelkich aspektów relacji jest u nas nieco silniejszy. No i wreszcie wydaje mi się, że polska wersja pracy z procesem jest nieco „lżejsza”, jest w niej mniej powagi, a więcej wykorzystywania elementów komizmu i humoru. Choć jednocześnie istnieje też silna tendencja akcentująca potrzebę bardzo naukowego podchodzenia i sprawdzania podstawowych koncepcji tworzących pracę z procesem.
Na koniec kilka osobistych uwag. Od 1988-go roku, gdy w Barcelonie zobaczyłem po raz pierwszy jak pracuje Max Schuepbach, mój późniejszy nauczyciel i przyjaciel, praca z procesem jest dla mnie cały czas czymś magicznym, fascynującym i inspirującym. Wszystko to, co mnie do niej przyciągnęło pozostaje nadal najważniejsze. Brak inwazyjności w pracy terapeutycznej, prawdziwy szacunek dla człowieka we wszystkich jego aspektach i wobec każdego jego doświadczenia, ciekawość, rezygnacja z wiedzy a priori i akcent na umysł początkującego, miejsce dla twórczości, radości i humoru oraz poczucie wielu jeszcze nieodkrytych poziomów i zastosowań – wszystko to sprawia, że praca z procesem jest nadal niedościgłym wzorem, którego im więcej się człowiek uczy, tym mniej rozumie, doświadczając jedynie Tajemnicy.
Działa tutaj zasada, którą najlepiej chyba wyraził A.A.Milne: „Im bardziej /Puchatek/ zaglądał do środka, tym bardziej Prosiaczka tam nie było.”
Ciekawe, co napiszę za następne 12 lat do trzeciego wydania tej książki.
Tekst: Tomasz Teodorczyk
Dziedzina: psychologia procesu