Tekst ukazał się w drugim uzupełnionym wydaniu antologii Po drugiej stronie kłopotów pod red. Bogny Szymkiewicz
… dobre haiku jest niczym kamyk wrzucony do sadzawki umysłu słuchacza, przywołujący skojarzenia z głębi jego pamięci. Zaprasza on raczej słuchacza do współpracy zamiast wprawiać go w stan bezbrzeżnego podziwu dla poetyckich wyczynów autora.
A.W. Watts
Meta (gr.) znaczy „poza” a więc sformułowanie „metaumiejętności terapeutyczne” odnosi się do tego, co jest częścią pracy terapeutycznej ale jest poza umiejętnościami terapeuty, jest osobną dziedziną, wykracza poza nie lub też je w jakiś sposób określa.
„Ucząc się wbijać gwoździe – opanowuję pewną umiejętność, lecz sposób, w jaki używam młotka – to metaumiejętność”, tak A.Mindell lapidarnie opisuje to pojęcie. Koncepcję tę rozwinęła Amy Mindell, najpierw w swojej pracy doktorskiej pt. „Moon in the Water” a następnie w książce „Metaumiejętności. O sztuce terapii.” W tym krótkim artykule chciałby przedstawić ich koncepcje oraz dodać swoje rozumienie tego ważnego tematu.
Zagadnienie, o którym mowa jest niezwykle istotne nie tylko w psychoterapii. Dlaczego dwóch terapeutów z tej samej szkoły, podobnie wyszkolonych ma różne efekty w swojej pracy? Jak to się dzieje, że dwóch reżyserów o podobnym podejściu filozoficznym i wyznających te same metody pracy tworzy dzieła o różnej wartości? Odpowiedź wydaje się pozornie prosta – to oczywiście człowiek a nie metoda określa skuteczność działania bądź jej brak. Ale co to oznacza w praktyce? Metaumiejętności biorą się z tego, kim jest terapeuta, jaki jest jego stosunek do życia, człowieka, siebie samego, różnych wartości, jakie jest jego rozumienie świata, jego nastawienia emocjonalne wobec tego, co dzieje się z jego klientem, rozumienie tego czym jest zmiana psychiczna itp.
Weźmy np. pojęcie „psychopatologia” – możemy je rozumieć jako dziedzinę badającą zaburzenia psychiczne czy też zaburzenia zachowania ale można też, zgodnie z etymologią tego słowa rozumieć ją jako logos pathosu psyche, czyli naukę o cierpieniu psychicznym.
Albo pojęcie jeszcze bardziej podstawowe – „psychoterapia”. Najczęściej definiuje się je jako „metodę leczenia zaburzeń psychicznych” (Czabała str.12) Ale można rozumieć je tak, jak niedawno zmarły J.Hillman (z racji na wagę wywodu przytaczam go in extenso):
„Greckie słowo therapeia również odnosi się do opieki. Rdzeń dher oznacza nieść, wspierać, trzymać – jest spokrewniony z sanskryckim słowem dharma = zwyczaj, obrzęd, nośnik. Terapeuta jest osobą, która wspiera i opiekuje się, tak jak sługa ( po grecku theraps, therapon ). Jest też kimś, na kim można się oprzeć, wesprzeć, ponieważ dher, jest równocześnie rdzeniem słowa thronos = tron, siedzenie, krzesło. Dotykamy tutaj etymologicznych korzeni relacji analitycznej. Krzesło terapeuty jest rzeczywiście potężnym tronem kształtującym zależność i boskie projekcje. Ale również osoba analizowana ma swoje krzesło, analityk jest zaś dla niej zarówno sługą jak i wsparciem. Oboje są zaangażowani emocjonalnie, a zależność jest wzajemna. Jednakże owa zależność nie ma charakteru osobistej zależności od siebie nawzajem. Jest to raczej zależność od obiektywnej psyche, której oboje służą w procesie terapeutycznym. Analityk wspiera psyche, zwraca na nią baczną uwagę i z pełnym poświęceniem opiekuje się nią, czyli tłumaczy na język życia znaczenie słowa psychoterapia. Psychoterapeuta jest dosłownie opiekunem duszy”. (Hillman str.132-133)
Oczywiście pojęcia „dusza” (psyche) nie należy kojarzyć z chrześcijaństwem lecz rozumieć je tak jak przedstawiał je Hillman, jako naturalne zjawisko towarzyszące życiu psychicznemu, jako pewną perspektywę postrzegania rzeczy a nie rzecz samą.
Sposób w jaki rozumiemy te podstawowe ale i inne ważne pojęcia określa nie tyko podejście terapeuty do klienta/pacjenta ale też w jaki sposób wybiera i stosuje on konkretne metody czy interwencje terapeutyczne. To, jak rozumiemy świat, ludzi oraz jakie są nasze postawy wobec nich sprawia, że terapeuta wyznacza sobie określone cele i działa w kierunku ich realizacji ( porównajmy np. klasyczne psychoterapie zachodnie i terapię Mority ). Metaumiejętności z jednej strony wyznaczają te cele, z drugiej zaś dostarczają narzędzi do ich realizacji.
Oznacza to, że metaumiejętności może być bardzo dużo, a wszystko to sprawia, że ta sama interwencja terapeutyczna wykonana przez dwie osoby o różnym podejściu może mieć zupełnie inny wydźwięk i skutek. W tym kontekście Amy Mindell proponuje aby paradoksalnie nie dzielić terapeutów według szkół, w których zostali wykształceni a według metaumiejętności, którymi dysponują. Podobne podejście do tematu prezentuje znany reżyser teatralny, twórca Odin Teatret, E.Barba, który mówi, że metoda jest jak dobre wino – nie znosi transportu, a gdy się je na siłę przewozi zaczyna trącić octem i może służyć jedynie jako przyprawa. Jest to bardzo interesujące podejście i sądzę, że dla wielu naszych klientów informacja kim jest konkretny terapeuta w kontekście jego wartości, filozofii życia itp. byłaby ciekawsza i ważniejsza niż nazwa szkoły czy metody, której zrozumienie zwykle wymaga bardzo dużo czasu i wysiłku. Metaumiejętności terapeuty wyznaczają jego indywidualny styl pracy, niemożliwy do podrobienia przez kogoś innego.
O ile umiejętności terapeutyczne możemy ogólnie określić jako dziedzinę związaną z tym, jakiego rodzaju metody i interwencje terapeutyczne są dostępne w „terapeutycznym kuferku” konkretnej osoby, o tyle metaumiejętności określają, które z nich należy wybrać, czyli „co?” należy zrobić oraz „po co?” ale też „jak?” i „kiedy?” trzeba je zastosować. To pierwsze, czyli zawartość „kuferka” zdobywa się poprzez szkolenie w jednej lub więcej metodach, natomiast to drugie jest efektem predyspozycji psychicznych, własnego rozwoju, indywidualnych doświadczeń życiowych i terapeutycznych oraz zapewne jest w tym spory element tajemnicy, gdyż to, dlaczego? (lub po co?) ktoś jest tym kim jest, stawia pytanie, na które nigdy w pełni, zdaniem autora, nie będziemy w stanie dać odpowiedzi.
Pytanie „co?”i „po co?” oraz „jak?” i „kiedy?” robić to w trakcie sesji z klientem są fundamentem pracy terapeutycznej i decydują o skuteczności bądź nie danego terapeuty. Ta sama interwencja („co?”) może być w zależności od terapeuty stosowana w różnym celu („po co?). Podobnie świadomość terapeuty dotycząca tego w jaki sposób („jak?”) ją wprowadzić do konkretnej sytuacji terapeutycznej (np. z humorem czy na poważnie) a także „kiedy?” to zrobić (czy to jest moment, w którym klient już może sensownie zająć się daną kwestią oraz ile z tego doświadczenia jest w stanie zintegrować).
Te wszystkie elementy są niezwykle trudne dla początkującego terapeuty, który nie ma jeszcze pełnego dostępu i wiedzy na temat swojego „kuferka” i na tym głównie koncentruje swoją uwagę, niezależnie od swoich zmagań z krytykiem wewnętrznym, który każe mu nieustannie zadawać sobie pytanie: „czy już jestem wystarczająco dobry?”. Wszystko to sprawia, że początkujący terapeuta skupia swoją uwagę na umiejętnościach i swoim krytyku a nie ma dostępu i nie koncentruje się na kwestii metaumiejętności. Na początku swojej drogi terapeuta próbuje „tworzyć” terapię, wraz z rozwojem metaumiejętności to sytuacja terapeutyczna „tworzy” terapeutę.
Amy Mindell w swej książce pisze: „W porównaniu z doskonałością mistrza poczynania początkującego ucznia wydają się być pozbawione głębi. Wynika to nie z braku umiejętności tylko z tego, że początkujący nie umie jeszcze w pełni korzystać ze swobody dostępnej w granicach formy i dlatego w działaniu nie dochodzi do głosu pierwiastek wewnętrznej wolności.” (Amy Mindell str. 30)
W takiej sytuacji początkujący terapeuta zwykle próbuje naśladować nauczycieli, których ceni najbardziej, co powoduje tylko jego pogłębiającą się frustrację, że nigdy nie osiągnie ich poziomu. Terapeuta na początku swojej drogi nie jest wewnętrznie wolny – jak więc ma nauczyć wolności swoich klientów? Naśladuje swoich mistrzów nie tylko z powodu szacunku dla nich, czy też ze względu na brak własnego doświadczenia; w jakiś sposób wydaje się oczywiste, że pewne sposoby pracy terapeutycznej są lepsze niż inne a pewne interwencje bardziej trafne. Problem jednak chyba leży w innym miejscu. Próbując naśladować naszych nauczycieli nigdy nie jesteśmy w stanie być spójni w swoim działaniu, bo nie jesteśmy nimi. A brak spójności jest podstawowym mankamentem terapeuty, z tego względu lepiej, żeby zrobił on coś z miejsca, w którym naprawdę jest (używając tych metaumiejętności, które rzeczywiście posiada ) niż próbował stosować coś, co nie wynika z niego, z jego istoty i czego nie jest on w stanie do końca pojąć.
Zeami, jeden z najważniejszych twórców teatru no tak to ujmuje:
„Początkujący aktor naśladuje mistrza i naśladuje to, co widzą jego oczy: przejaw. Nie wie jednak, że przejaw jest pochodną istoty rzeczy, więc gdy naśladuje przejaw, to ją gubi. Kto zna no patrzy sercem i chce naśladować istotę rzeczy, substancję.”
W tym miejscu możemy przypomnieć słowa Konfucjusza i odnieść je do rozwoju terapeutycznego w kontekście metaumiejętności:
„Gdy miałem lat piętnaście, skupiłem swe wysiłki na nauce.
Gdy osiągnąłem lat trzydzieści, ustaliły się me zasady.
W wieku lat czterdziestu nie znałem już wahań.
W wieku lat pięćdziesięciu pojąłem wolę Niebios.
Gdy osiągnąłem wiek lat sześćdziesięciu, rozumiałem wszystko, co kryło się za tym, co mi mówiono.
W wieku lat siedemdziesięciu mogłem robić to, co chciałem, wiedząc, że nie zrobię niczego złego.”
(Dialogi konfucjańskie str. 42)
Pocieszeniem dla nas może być nadzieja, że uda nam się rozwijać szybciej niż Konfucjusz.
Metaumiejętności stosowane w pracy z procesem opierają się na filozofii taoistycznej, z której psychologia procesu wyrasta. Takich metaumiejętności jest też bardzo wiele, układają się one w pary wyznaczające kontinuum postaw w obrębie danej polaryzacji. Jeden bądź drugi jej biegun może być bardziej istotny w konkretnej sytuacji terapeutycznej, stąd np. powiedzielibyśmy, że wprawdzie np. umysł początkującego wydaje się być „ważniejszą” metaumiejętnością niż obstawienie postawy pewnej wiedzy, jednak terapeuta, który nie ma możliwości wprowadzenia interwencji z tego drugiego bieguna, będzie w pewnych sytuacjach zupełnie bezradny. Ale zacznijmy od krótkiego omówienia kilku ważnych polaryzacji. Wybrałem akurat takie, gdyż wydają mi się one szczególnie ważne w sytuacjach terapeutycznych prowadzonych metodą pracy z procesem.
Patrzeć poprzez rzeczy – patrzeć na rzeczy
W traktacie The Inner Teachings of Taoism Chang Po tuana z komentarzami Liu I-minga znajdujemy krótki tekst: 24 zasady dla studentów taoizmu. Pierwsza z nich brzmi:
Patrz poprzez rzeczy tego świata
Jeżeli nie umiesz patrzeć poprzez rzeczy
Utoniesz w oceanie cierpienia.
I jak się z niego wydostaniesz?
tłum. T.T.
Ta para określa zasadę procesowego myślenia, które z jednej strony stara się patrzeć na rzeczywistość tak, jak ona się przejawia ale z drugiej szuka nieustannie sensu i znaczenia tych przejawów dla klienta. Terapeuta stara się doświadczać wszystkiego, co dzieje się w trakcie spotkania z klientem ale jednocześnie zmierza do odkrycia „po co?” dzieje się to, co się dzieje. Oba bieguny polaryzacji są konieczne aby tak się stało – pierwsze bez drugiego mogłoby być tylko interpretacją, drugie zaś bez pierwszego – jedynie opisem. Terapeuta procesowy używa opisu jako punktu wyjścia do zastosowania metod, które pozwolą klientowi bez zewnętrznej interpretacji zrozumieć „co?” i „po co?” się z nim dzieje.
Współczucie (compassion) – wspieranie tylko jednego aspektu
Współczucie rozumiane jako empatia, zdolność i gotowość do zrozumienia i odczuwania przeżyć drugiego człowieka oraz zajmowania się jego kłopotami i radościami jest przez wiele koncepcji (wspomnijmy tylko C.Rogersa ) uznawana za fundament i niezbędny warunek psychoterapii. W psychologii procesu współczucie jest rozumiane bardziej jako postawa uwzględniająca i wspierająca wszystkie (z wyjątkiem nadużywających) aspekty psychiki człowieka. Wiąże się z tym postawa szacunku i wspierania wszystkiego, co się w człowieku dzieje. Oznacza to wspieranie całościowego procesu klienta, co jest podstawowym celem psychologii procesu. Często może to być bardzo trudne, jeżeli dotyczy np. tych aspektów, które są „niepoprawne politycznie” lub jawnie sprzeczne z poglądami wyznawanymi przez terapeutę. Jednak w podejściu pracy z procesem to właśnie te niechciane i odrzucane aspekty niosą najważniejszą informację na temat kierunku rozwoju psychicznego jednostki. Jest to postawa podobna do tej, o której mówił J.Hillman twierdząc, że podstawowym zdaniem terapeuty jest potwierdzanie doświadczenia klienta. Na drugim biegunie jest postawa wspierająca tylko jeden bądź kilka aspektów, bywają w terapii takie sytuacje, gdzie taka postawa jest w danym momencie niezbędna. Czasami to właśnie postawa „jednostronna” jest przez klienta najbardziej marginalizowana i wtórna ( tak np. dzieje się często w środowiskach psychologicznych i rozwojowych).
Aktywność terapeuty – stwarzanie pustych przestrzeni
Terapeuta procesowy potrzebuje być aktywny, musi być zdolny do percepcji sygnałów i umieszczania ich w strukturze procesów, musi umieć rozpoznawać kanały i amplifikować sygnały w kanałach niezajętych, rozpoznawać próg i pracować z nim, metakomunikować w trakcie pracy i robić wiele innych rzeczy. Jednocześnie musi też pamiętać o 11. rozdziale Tao Te King Lao zi, który w przekładzie T. Żbikowskiego brzmi:
Trzydzieści szprych w piaście (tworzy koło). Dzięki pustce między nimi istnieje pożytek z koła.
Z gliny formuje się naczynia i garnki. Dzięki pustce w ich wnętrzu istnieje pożytek z naczyń.
W ścianach domów wycina się drzwi i okna. Dzięki pustce w ich wnętrzu istnieje pożytek z domów.
Na tym właśnie polega korzyść z pełnego i pożytek z pustego.
Terapeuta, który nie docenia znaczenia pustych przestrzeni w terapii i nie umie ich stwarzać po to, by proces klienta sam je wypełnił lub pozostawił pustymi, będzie miał tylko „korzyść z pełnego” a nie pozna „pożytku z pustego”.
Umysł początkującego – pewna wiedza
Odrzucenie wszelkich przekonań i apriorycznej wiedzy jest postawą zwaną w buddyzmie zen umysłem początkującego. Jest to podejście dziecka, które z ciekawością i otwartością podchodzi do każdego doświadczenia, za każdym razem odkrywając na nowo różne aspekty rzeczywistości i swoje na nią reakcje. Jest fascynacją rzeczami dziwnymi, nieznanymi, gotowością do ciągłego podważania i weryfikowania „obiektywnych” prawd. Sh.Suzuki pisze o tym w następujący sposób:
„Jeżeli wasz umysł jest pusty, to jest on zawsze na wszystko gotowy i na wszystko otwarty. W umyśle początkującego jest wiele możliwości, w umyśle eksperta – tylko parę.” (Sh. Suzuki str.17)
W naszej kulturze nazwalibyśmy tę postawę zdolnością do stawiania tzw. „głupich pytań” (patrz bardzo „koaniczny” wiersz J.Brzechwy Staś Pytalski, znajdziemy w nim też typowe reakcje rozumu, który próbuje sobie poradzić z sytuacją, która go przerasta). Taka postawa chroni też terapeutę przed rutyną w pracy i wypaleniem zawodowym. Na drugim biegunie jest z kolei zdolność do czasowego wspierania pozycji pewnej wiedzy, stanięcie i wzmacnianie postawy eksperta, co w niektórych sytuacjach jest czasowo konieczne. Umysł początkującego może w pewnych wypadkach być mechanizmem chroniącym jednostkę przed stanięciem za sobą i konfrontacją z rzeczywistością.
Odwaga wojownika – wspieranie strachu i wycofania
Sytuacje terapeutyczne obfitują w momenty, w których terapeuta musi się mierzyć z trudnymi a często przerażającymi doświadczeniami klienta. Nie mam tutaj na myśli tylko sytuacji agresji czy przemocy czy też pracy z ludźmi w stanach bliskich śmierci lub w chwilach, gdy przeżywają oni tendencje samobójcze, czasem ataki lęku czy doświadczenia paniki klienta stwarzają dużą trudność w towarzyszeniu mu w takich momentach. Zdarzają się też sytuacje, gdzie sam terapeuta czuje się zagrożony. Odwaga wojownika nie oznacza bezmyślnej brawury, jest raczej chęcią eksplorowania nowych terytoriów psychiki, nowych doświadczeń – to właśnie one stwarzają szanse na odkrycie nowej prawdy o sobie i pokazują kierunki dalszego rozwoju psychicznego. W pracy z procesem uważamy, że to, czego się najbardziej boimy, jest naszym największym sprzymierzeńcem. Ale też należy pamiętać, że jest wielu klientów, którzy mają tendencje do przymusowego konfrontowania się z niebezpiecznymi doświadczeniami, wtedy to właśnie strach i wycofanie jest tym co należy wspierać. Nie mówiąc już o tym, że również wśród terapeutów zdarzają się kamikaze, którzy ze szkodą tak dla siebie jak i dla klienta marginalizują swój własny strach. Oprócz tego warto też pamiętać, że przygotowanie się do trudnych konfrontacji wymaga też często sporo czasu.
Zabawa i poczucie humoru – powaga
Praca terapeutyczna, szczególnie gdy nasi klienci bardzo cierpią z różnych powodów, sama z siebie ma tendencję do tworzenia atmosfery powagi. Jest w niej szacunek dla przeżyć osoby oraz docenienie trudności, których ona doświadcza. Ale też bywają sytuacje i historie, które są po prostu zabawne niezależnie od elementu trudności, wtedy często obserwujemy sygnały, które wskazują na istnienie potrzeby wprowadzenia nieco lżejszej atmosfery. Podobnie przy pracy z dużymi progami nadanie sesji bardziej zabawowego charakteru może bardzo ułatwić mierzenie się z trudnymi doświadczeniami. Czasem też celowe rozbicie powagi może mieć duży sens, co pokazuje następująca historia z kręgu zen.
Pewien mnich przyszedł do mistrza Joshu i powiedział:
Mistrzu, jestem tu już od jakiegoś czasu, przybyłem aby się od Ciebie wiele dowiedzieć. Proszę udziel mi ważnej nauki.
Czy zjadłeś już swoją poranną owsiankę? – zapytał Joshu.
Zjadłem – odparł mnich.
Zatem idź i umyj miskę – rzekł Joshu.
Szaman – naukowiec
Jedną z ważnych umiejętności szamana jest jego zdolność do wchodzenia w odmienne stany świadomości w celu uzyskania ważnej dla jednostki lub społeczności informacji. Inną jego zdolnością jest towarzyszenie jednostce w jej własnej podróży, towarzysząc jej i niejako ją ubezpieczając. W pracy z procesem również uważamy, że ważne informacje są dostępne poprzez doświadczanie odmiennych stanów świadomości, choć oczywiście metody pracy są inne. Metaumiejętność „szamana” oznacza również otworzenie się na dziwne, nieracjonalne odczucia i myśli, które mogą pojawiać się w trakcie pracy zarówno w kliencie jak i w terapeucie, oraz zdolność do ich wprowadzenia lub wykorzystania w trakcie sesji. Wielu terapeutów mówi np. o różnych fantazjach, które bezwiednie pojawiają się w nich podczas sesji z klientem, a które są traktowane jako bezsensowne i bezużyteczne. Terapeuta pracy z procesem będzie przyglądał się im z baczną uwagą szukając w nich ważnych informacji o procesie klienta. W praktyce może to również oznaczać działanie intuicyjne, impulsywne. Drugi biegun polaryzacji obejmuje „naukowca” – analityka, zdolnego do precyzyjnej oceny struktury procesu, jasnego określenia w każdym momencie co robi i „po co?” wprowadza daną interwencję. Praca z procesem ma swoją „matematyczną” stronę z precyzyjnym wyłapywaniem sygnałów, kanałów oraz umieszczaniem tego w całościowej strukturze procesów pierwotnych i wtórnych klienta. „Naukowiec” będzie wszystko to wiedział w dowolnym momencie kontaktu z klientem.
Świadomość chwili – świadomość perspektywy wieczności (poziom mityczny)
„Ścieżka powstaje gdy chodzisz” to tytuł jednej z najlepszych książek o pracy z procesem autorstwa J.Diamond i L. Spark Jones. Tytuł jest fragmentem wiersza hiszpańskiego poety A.Machado. (1) Autorki chciały podkreślić, że każde spotkanie terapeutyczne czy grupowe pozostaje indywidualnym wydarzeniem trudnym do przewidzenia, dziejącym się z chwili na chwilę. Nie jesteśmy w stanie określić co wydarzy się w następnym fragmencie sesji, choć po zakończeniu spotkania widać jak na dłoni jak wszystko układało się w określonym porządku. Dzieje się tak dlatego, że to sam proces, jego sygnały, a szczególnie jego ukryte aspekty, określa formę, kolejne etapy, punkt dojścia i efekty spotkania. Tak jak w I – cingu, Księdze Przemian, trygramy nie są odbiciem rzeczy jako takich, lecz kierunkiem, w jakim dana rzecz może się zmieniać, tak w pracy z procesem człowieka w mniejszym stopniu traktujemy jako konkretny byt lecz raczej interesuje nas kierunek, w którym on jako byt może się rozwijać. Wymaga to od terapeuty metaumiejętności, którą nazywam świadomością chwili, byciem tylko tu i teraz razem z klientem i jego sygnałami. Jednak równocześnie wszystko to odbywa się na głębszym poziomie, ukryte struktury o często mitycznym charakterze, podobnie jak magnesy ukryte pod kartką układają wzory opiłków na powierzchni, określają to, co odbywa się na poziomie uzgodnionej rzeczywistości. W pracy z procesem mówimy o istnieniu długoterminowych wzorców, które nazywamy mitem życiowym czy mitem relacyjnym. To one strukturalizują ludzkie życie na głębszym poziomie i terapeuta musi również uwzględniać to w swojej pracy z klientem. Warto też pamiętać, że to nie człowiek ma mit tylko mit ma człowieka, co prowadzi nas do następnej pary metaumiejętności.
Szacunek dla tajemnicy – filozoficzny pozytywizm
Mityczny czy też archetypowy poziom ludzkiego życia sprawia, że pracując z klientami dotykamy tajemnicy, której chyba nigdy nie będziemy w stanie w pełni objąć. Szacunek dla niej oraz świadomość własnych ograniczeń sprawia, że terapeuta musi skonfrontować się z własnym „nie wiem” i nie próbować tego przeskoczyć. W końcu wszyscy jesteśmy „misiami o bardzo małym rozumku”. Jest w tym element pokory, który współczesne teorie chaosu ujmują w sentencji: jeżeli wydaje ci się, że coś wiesz, to tylko dlatego, że czegoś nie uwzględniłeś. Ale drugą stroną jest filozoficzny pozytywizm z jego afirmacją rozumu, struktury, języka i zajmowaniem się tylko tym,
na co w sposób logiczny i sensowny można uzyskać odpowiedź. Takie podejście bywa niejednokrotnie bezcenne w wypadku pracy z pewnym typem klientów i grup. Czasami ta metaumiejętność sprawia, że procesowy terapeuta powinien pracować w sposób całkowicie bahawioralno-poznawczy!
(1)
Kiedy wędrujesz jest droga,
twe ślady na ziemi – i tyle.
Wędrowcze nie ma drogi,
droga się tworzy chwilą.
Ścieżka powstaje gdy chodzisz,
każdy jej fragment – na chwilę.
Wędrowcze nie ma drogi,
są smugi na morzu – i tyle.
tłumaczenie z hiszpańskiego A.Wróblewska i T.Teodorczyk
Sens tych wszystkich polaryzacji, par metaumiejętności, jest związany z faktem, że w dualistycznym świecie zwykle terapeuta „lokuje się” w jakimś punkcie danego kontinuum. Jednak pozostając jedynie w tym miejscu staje się niejako „aktorem charakterystycznym”, terapeutą, który dobrze funkcjonuje i jest skuteczny jedynie w kontakcie z określonym typem klientów a wobec innych typów nie ma już odpowiednich narzędzi. Często terapeuci zbyt kurczowo trzymają się ustalonych zasad nie wierząc i nie korzystając z potencjału, który mają. „To, co dla początkującego jest cnotą, dla zaawansowanego bywa kajdanami” – czytamy w tekście pewnego 17-wiecznego japońskiego kaligrafa.
Pewne metaumiejętności są nam dane, wynikają one z tego kim jesteśmy w danej chwili oraz do ilu „punktów” na kontinuum konkretnych metaumiejętności mamy dostęp. Rozwój terapeutyczny dla mnie jest równoznaczny z rozwojem dostępu do maksymalnie wielu „punktów” na wszystkich możliwych wymiarach metaumiejętności – docelowo dostęp do wszystkich możliwych postaw w zależności od konkretnej potrzeby w zależności od klienta , momentu i sytuacji terapeutycznej, co umożliwi właściwą i sensowną pracę z każdym klientem w każdej sytuacji. Mówimy tu oczywiście o programie maksimum, jednak jeżeli chcemy wspierać wszystkie aspekty klienta musimy mieć również dostęp do wszystkich aspektów siebie. Jest też pożądana, a na pewnym etapie rozwoju terapeutycznego nawet konieczna sytuacja, w której terapeuta nie tylko „obejmuje” wszystkie punkty na różnych wymiarach ale też przekracza polaryzację każdej z nich.
Metaforą rozwoju metaumiejętności może być historia o znakomitym płatnerzu Muramasie i jego mistrzu Okazaki Masamune z drugiej połowy ery Kamakura.
„Legenda głosi, że gdy próbowano sprawdzić ostrość miecza Muramasy, umieszczono go w nurcie wody i przyglądano się, co się stanie z opadłymi z drzew liśćmi płynącymi w dół strumienia. Okazało się, że każdy liść, który napotykał ostrze był przecinany na dwie części. Gdy potem umieszczono w potoku miecz Masamunego, odkryto ze zdziwieniem, że liście omijały ostrze miecza.” (D.T. Suzuki str.56)
Tak rozumiane metaumiejętności oznaczają, że nie za bardzo można ich uczyć, że są one bardziej efektem indywidualnego rozwoju terapeuty. Wiemy nieco jakie są główne przeszkody w uruchamianiu swojego potencjału metaumiejętności. Należą do nich m.in. poczucie własnej ważności i niemożność poradzenia sobie z krytykiem wewnętrznym, który tę ważność nieustannie podważa, różnego rodzaju ambicje ale też chyba przede wszystkim, jak mawiają mistrzowie zen, brak głębokiego związku ze światem. Z tych względów myślę, że dobrym terapeutą się nie jest – jedynie bywa się nim. Dodatkowo, jak sądzę, wszystkie metaumiejętności terapeutyczne wyrastają z jednej podstawowej, bardzo trudnej lub być może niemożliwej do trwałego osiągnięcia cechy. Jest nią zdolność do stałego bycia, jak by to powiedzieli taoiści, w tao, zespolenie się z naturą zmienności. Taka postawa sprawia, że dzieje się wszystko, co jest w danej sytuacji potrzebne, bo wtedy nie ma ego, które zaburza kontakt z klientem i nie pozwala, żeby działo się to, co ma się dziać. To brak progów terapeuty, tak więc praca aby być terapeutą to praca ze swoimi progami, praca nad własną wewnętrzną wolnością.
Można ją też nazwać być może najbardziej bazową metaumiejętnością „księżyca w wodzie” – w dawnej Japonii była to tajemna nauka na ostatnim etapie nauki sztuki władania mieczem, której udziela się tylko w pełni wykwalifikowanym adeptom pewnej szkoły walki (biegłość techniczna jest uważana tam za jedynie praktyczną wiedzę). Tę metaforę można wyjaśniać na różne sposoby ale chodzi o to, w jaki sposób księżyc odzwierciedla sam siebie wszędzie tam, gdzie tylko znajduje się jakaś woda. D.T. Suzuki tak o tym pisze: „Tak właśnie dzieje się w stanie mushin (stanie nie-umysłu), stanie duchowej bezcelowości. Jeden z cesarskich wierszy napisanych nad stawem Hirosawa brzmi:
„Księżyc nie zamierza nigdzie rzucać swego odbicia
Ani też staw nie chce dawać schronienia księżycowi
Jakże spokojna jest woda w stawie Hirosawa”.
Dzięki tej strofie każdy powinien doznać wglądu w tajemnice mushin, nie ma tu nic wymyślonego, wszystko jest zostawione samej naturze.” (D.T. Suzuki str.73)
Tak rozumiane metaumiejętności dotykają duchowego wymiaru psychoterapii.
BIBLIOGRAFIA
Brzechwa, J. (1981). Wiersze wybrane. Warszawa: PIW.
Chang Po tuan (2001). The Inner Teachings of Taoism. Boston, London: Shambhala.
Cierpiałkowska, L. (2011). Psychopatologia. Warszawa: Wyd. Naukowe „Scholar”.
Czabała, Cz. (2008). Czynniki leczące w psychoterapii. Warszawa: Wyd. Naukowe PWN.
Dialogi konfucjańskie. (1976). Ossolineum.
Hillman, J. (1996). Samobójstwo a przemiana psychiczna. Warszawa: Wyd. KR.
Lao zi Tao Te King, w: Taoizm (1988). Kraków: Biblioteka Pisma Literacko-Artystycznego.
Mindell, A. (1995). Lider mistrzem sztuk walki. Wstęp do głębokiej demokracji. Warszawa: Wyd. Medium.
Mindell, Amy (1996). Metaumiejętności. O sztuce terapii. Warszawa: Wyd. Nuit Magique.
Reps, P. (red.) 1998). Zen z krwi i kości. Poznań: Wyd. Zysk i S-ka.
Suzuki, D.T. (2009). Zen i kultura japońska. Kraków: Wyd. UJ.
Suzuki, Sh. (b.d). Umysł zen, umysł początkującego. (b.wyd.)
Watts, A.W. (2003). Droga zen. Poznań: D.W. Rebis.
Wilhelm, H. (2010). Sens I – cing. Warszawa: Wyd. Aletheia.
Zeami. Droga najwyższego kwiatu: w: Rodowicz, J. ( 2000). Aktor doskonały. Traktaty Zeamiego o sztuce no. Gdańsk: wyd. słowo/obraz terytoria.